rekontra rekontra
418
BLOG

"SB a Wałęsa" w krzywym zwierciadle profesora Machcewicza.

rekontra rekontra Polityka Obserwuj notkę 59
 

„Książka „SB a Wałęsa" powstała na podstawie w zdecydowanej większości prawdziwych faktów i dokumentów, ale obraz wyłaniający się z niej jest zdeformowany" - pisze w dzisiejszej Rzeczpospolitej profesor Machcewicz. I natychmiast nasuwa się pytanie,  dlaczego autor recenzji nie zakwestionował żadnego dokumentu, na prawdziwość którego powołują się autorzy książki?   

A więc dokonuję błyskawicznej recenzji artykułu (recenzji) profesora Machcewicza - w grucie rzeczy recenzji logiki profesorskiej. Moja recenzja w takiej (mojej) formie jest bardziej uprawnioną niż recenzja profesora historii pracy historycznej.

Machcewicz pisze: „Inną ważną okolicznością jest preparowanie i rozpowszechnianie przez Biuro Studiów SB w 1982 r. dokumentów, które miały przedstawiać Wałęsę jako agenta i w ten sposób zdyskredytować go w oczach zwolenników „Solidarności". Sami autorzy przyznają, że nie są w stanie ocenić autentyczności rozprowadzanych wówczas przez bezpiekę donosów „Bolka"."

 Machcewicz sam pisze, że były to dokumenty ROZPROWADZANE, nie wchodziły więc do teczki, nie krążyły wewnątrz SB jako dokumenty z jego teczki. Dokumenty były sporządzane przez SB, na użytek zewnętrzny - trudno,  by fałszywki na temat Bolka, były w jego teczce. Niech Machcewicz wskaże chociaż jeden taki dokument. Jakie więc znaczenie ma ich autentycznośc, skoro nie znajdowały się w teczce?

„Wiele kluczowych dokumentów występuje dzisiaj tylko w postaci kserokopii (...) Nie musi to prowadzić do ich całkowitego odrzucenia, ale na pewno obniża ich wiarygodność, przynajmniej w oczach sądu."

Czy to pisze historyk? Czy praca historyczna ma być zbiorem dokumentów dla sądu? Niech Machcewicz zakwestionuje tę kserokopię jako historyk, a nie posługuje się słabym argumentem  - „obniża wiarygodność dla sądu"

 „Mamy więc, nawet po odnalezieniu dodatkowych dokumentów, sytuację niezwykle zawikłaną, w której ostrożność w ocenie zachowanych materiałów SB i wnioskowaniu na ich podstawie jest podstawowym postulatem badawczym."

Po cóż się tak spieszył ze swoją recenzją  Machcewicz? Uprosić należałoby profesora, by przysiadł fałdów i wskazał i jednocześnie wykazał - formułując,  które tezy Cenckiewicz i Gontarczyk nie zachowali ostrożności. Dokument po dokumencie, panie profesorze historii.

Autorzy książki piszą (s. 47), że prezes Stoczni Gdańskiej nie zezwolił na wgląd do dokumentów pracowniczych L. Wałęsy oraz osób których nazwiska przewijają się w donosach TW Bolek - Animuckiego, Gawlika, Karpińskiego i Szylera. Czy interesujące dla historyka byłoby zestawienie donosów Bolka z działaniami władz Stoczni wobec właśnie tych stoczniowców? Nagrody, kary, represje? A może profesorowi Machcewiczowi uda się dotrzeć do tych dokumentów?

 „Tym bardziej że dokumenty bezpieki spisane przez jej funkcjonariuszy są tylko jedną stroną opowieści. Drugą powinny być relacje występujących w nich ludzi, skonfrontowane z urzędowymi materiałami bezpieki, a tego w książce zabrakło."

A po co panie profesorze? Niech dokumenty przemówią same - niech słowa wypowiadane przez te prawie czterdzieści lat przemówią same. Gdyż autorzy sięgają do relacji i wspomnień. Część dziewiąta aneksu pierwszego dokumentów zawiera relacje i wspomnienia i opracowania zawierające informacje o związkach Lecha Wałęsy z SB.

I jeszcze uwaga. Profesor pisze, że  zabrakło mu relacji z drugiej strony - w książce czytamy, z propozycją spotkania i rozmowy z Lechem Wałęsą 26 września 2007 roku PISEMNIE wystąpił Piotr Gontarczyk.  Czy profesor Machcewicz, profesor historii recenzowaną pracę naukową poznawał czytając po łebkach? Wielu dziennikarzy oraz sam Lech Wałęsa posługiwało się jak pałką argumentem, że ten ostatni nie mógł się ustosunkować do dokumentów, ze nie mamy jego relacji. A tutaj taki pech - zwrócili się i to na piśmie. Tak z bliska wygląda rzetelność recenzentów i dziennikarzy (chociażby M. Olejnik).

„Mój podstawowy zarzut wobec autorów, dysponujących materiałem fragmentarycznym i poszlakowym, to wybieranie interpretacji niekorzystnych dla Wałęsy, pomijanie bądź odrzucanie takich tropów, które stawiałyby go w dobrym świetle."

Niech więc profesor Machcewicz na wybranym przykładzie, wykaże - ale merytorycznie, niech na chwilę będzie historykiem, a nie publicystą - które tropy zostały pominięte.

„Najtwardszym dowodem są doniesienia z 1971 r. Zawierają one konkretne informacje na temat zachowań, wypowiedzi i zamierzeń robotniczych liderów ze stoczni, m.in. Józefa Szylera i Henryka Lenarciaka. Można zakładać, że miały one wartość operacyjną dla SB i mogły być wykorzystane przeciwko osobom opisywanym przez „Bolka"."

I tutaj panie profesorze ponownie należy zadać pytanie - dlaczego prezes stoczni Andrzej Jaworski nie chce udostępnić dokumentów pracowniczych. Działa na niekorzyść Lecha Wałęsy?

Machcewicz pisze, że brakuje mu „ analizy doniesień innych tajnych współpracowników (...) porównania ich z informacjami przekazywanymi przez „Bolka". Dopiero wtedy moglibyśmy ocenić jego rzeczywistą przydatność dla SB. (...)  Wymieniają długą listę osób, które pojawiły się w jego doniesieniach, w taki sposób, że powstaje wrażenie, iż „Bolek" był być może najważniejszym agentem SB w Stoczni."

Powstaje wrażenie, że był być może najważniejszym agentem - utyskuje recenzent. Jakie ma znaczenie dla ustalenia „Kim był Bolek" analiza, czy był najważniejszym, czy też nie - zresztą profesor Machcewicz, dzieli się z  czytelnikiem swoim wrażeniem, a następnie własnoręcznie  się z nim rozprawia.  

Machcewicz pisze dalej, że można niektóre zachowania Wałęsy interpretować, jako chęć odgrywania samodzielnej roli.

Krytycy (i recenzenci) powinni się w końcu zdecydować - czy Wałęsa chciał ogrywać samodzielną rolę, wodzić za nos esbecją, czy też był młodym chłopakiem spod Lipna, biedną owieczką. Ewa Milewicz tak pisze o Wałęsie:

"Na stocznię nasłano ubeków. Było czego się bać, każdy był biedną owieczką, którą władza mogła jednym ruchem pozbawić wszystkiego. Szczególnie biedną owieczką był człowiek przyjezdny, który w Gdańsku nie miał nikogo i niczego. I to pozwala starcom, którzy pamiętają tamte czasy, zrozumieć, dlaczego Wałęsa mógł coś podpisać, mógł coś chlapnąć".

Uprasza się o konsekwencję - nie można autorom stawiać sprzecznych zarzutów i następnie przy ich pomocy rozprawiać się z książką i jej autorami.

Machcewicz pisze następnie: „Można w tym widzieć ten sam sposób działania, który cechował Wałęsę w czasie grudniowych protestów. Szedł wówczas na czele pochodu, który dotarł do komendy MO na ul. Świerczewskiego. W komendzie samorzutnie podjął negocjacje z milicjantami o uwolnieniu więźniów, demonstrantów wzywał do zachowania spokoju, przemawiał do nich przez tubę."

Czy Machcewicz te swoje wyobrażenia o tym jak Wałęsa „szedł na czele" , a następnie „przemawiał przez tubę" pisze jako historyk? Szedł na czele - tzn., ile metrów przed pochodem? Kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt metrów czy w pierwszym szeregu? Skąd przemawiał przez tubę? Ze schodów komendy MO? Z okna pierwszego piętra? Sięgam do pierwszej lepszej relacji i czytam:

"To jest bardzo interesujące jak się Lech Wałęsa w czasie samego Grudnia zachowywał. (...) Interesujące jest na przykład to jak 15 grudnia dostał się do Komendy Miejskiej Milicji Obywatelskiej na ulicy Świerczewskiego i przemawiał do tłumów robotników" - powiedział Cenckiewicz. Jak dodał, Wałęsa opisuje moment, kiedy "koledzy widząc go w oknie komendy miejskiej MO rzucają kamieniami (...) i ludzie krzyczą zdrajca".

Nie wiadomo jak dostał się do komendy, a wiadomo - według Machcewicza -  że szedł na czele. Szedł na czele, czyli prowadził. Prowadził, a następnie został obrzucony kamieniami. Panie profesorze historii - recenzencie pracy naukowej - surowy krytyku - litości. Swoją drogą, skąd Machcewicz wie, że Wałęsa samorzutnie podjął negocjacje? W taki sposób, na takich przesłankach, byłaby konstruowana Machcewicza praca naukowa - „SB a Lech Wałęsa"?

„O ile wszelkie tropy dotyczące związków Wałęsy z SB są przez autorów eksponowane, a nawet wyolbrzymiane, o tyle jego karta opozycyjna jest konsekwentnie pomniejszana. Wystąpienia w stoczni w lutym 1976 r. w ogóle nie komentują, chociaż było ono dowodem niewątpliwej odwagi, zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę, że było to jeszcze przed masowymi protestami robotniczymi w czerwcu 1976 r. i powstaniem Komitetu Obrony Robotników."

Było „przed", było „dowodem"  i autorzy „nie komentują" tak, jak chciałby Machcewicz. Gdzie profesorze historii miały miejsce te lutowe wystąpienia? Na wiecu? Podczas strajku?

Podpowiadam. Na zebraniu związkowym profesorze historii. Autorzy cytują Wałęsę, który sam tłumaczył esbecji, że : „jeżeli nie będzie zabierał głosu w obronie pracowników, straci całkowicie ich zaufanie i nie będzie wiedział, co się dzieje w zakładzie" (s. 75). Czy tak wygląda rzetelność recenzenta?

„Opis działalności Wałęsy w Wolnych Związkach Zawodowych w latach 1978 - 1980 jest już iście karykaturalny. Wałęsa jawi się w nim jako dość dwuznaczna postać wywołująca nieufność innych działaczy, skonfliktowana z nimi."

A może Machcewicz poczytałby Kuronia? Posłuchał Gwiazdy i Wyszkowskiego? Porozmawiał z robotnikami i dopiero wówczas pisał o karykaturalności opisu działalności Wałęsy. Wałęsa po prostu był wówczas dwuznaczną postacią.

„Z kolei opis przedostawania się Wałęsy do stoczni 14 sierpnia 1980 r. i jego rola w strajku powinny być analizowane na każdym seminarium przez studentów historii jako modelowy wręcz przykład manipulacji (s. 94 - 101). „

A Fe, profesorze ... A Fe, zdaje się , że to jest odreagowanie odpowiedzi na pański inny artykuł, czyż nie ? W Rzeczpospolitej. Myślę, że za kilka dni, autorzy odpowiedzą merytorycznie profesorowi Machcewiczowi - zajmą się „modelowym wręcz przykładem manipulacji". Tak jak odpowiedzieli na recenzję profesora Friszke. Swoją drogą, analiza warsztatu naukowego dwóch profesorów (Machcewicza i Friszkego) z warsztatem naukowym dwóch doktorów ( Cenckiewicz i Gontarczyk) skłania do smutnych refleksji. Czytalem wiele odpowiedzi Cenckiewicza i Gontarczyka na krytyki (sprawa Kuronia) i były one druzgocące dla polemistów. Czarno na białym udowadniające nierzetelność krytyki oraz zwykłe manipulacje krytyków.

Nie będę zdanie po zdaniu dalej analizował analizował recenzji „naukowej"  - zatrzymam się tylko na jej zakończeniu.

Machcewicz pisze:  „Na koniec warto się zastanowić, co ta książka zmienia w dotychczasowym obrazie historii Polski. Otóż moim zdaniem zadziwiająco mało, a może w ogóle nic. (...) Nawet nie można twierdzić, że kształtowały jego prezydenturę."

Profesor Machcewicz  powtarza obiegową opinię, opinię dominującą w mediach. Można odnieść „wrażenie", że recenzent pracy naukowej za dużo czasu spędza przed telewizorem.

Czy profesor historii pisze tak na poważnie?  Czy swe myśli przepuścił przez swoje zwoje mózgowe, zatrudniając szare komórki by przelać na papier - że książka wnosi zadziwiająco mało, albo zgoła NIC. Czytając opinię naukowca, że „rząd Olszewskiego  upadł nie ze względu na uchwałę lustracyjną" zadaję pytanie - ta myśl zostałą "przemyślaną"? Ponownie - Pan tak na poważnie profesorze ?

Machcewicz kończy recenzję konstatacją, że żadne fakty nie przekonają tych, dla których książka będzie „kultowa", tak jak film „Nocna zmiana" Jacka Kurskiego."

A jaki cel przyświecał piszącemu recenzję ? Co jego przekona? Czy nie ustawił się dokładnie po przeciwnej stronie tej opinii?

Powinnością intelektualisty - pisze Włodzimierz Bolecki w „ O inteligencji raz jeszcze" - przywołując myśli Stanisława Ossowskiego, jest brak posłuszeństwa w myśleniu. Na tym polega służba społeczna intelektualisty, aby pełniąc swe zawodowe czynności, nie był w myśleniu posłuszny. Jeżeli intelektualista jest posłusznym, jeżeli dostosowuje swoje poglądy do czyjejś polityki - na życzenie lub na rozkaz, z przyjacielskiej lojalności lub ze strachu przed opinią publiczną - wtedy sprzeniewierza się swojemu powołaniu i swoim obowiązkom.

rekontra
O mnie rekontra

Ukryta przyczyna zdarzeń jest lepsza od jawnej. Tucydydes rekontrapl@gmail.com BLOG Historia 1. JÓZEF PIŁSUDSKI: Podczas kryzysów powtarzam - STRZEŻCIE SIĘ AGENTUR 2. Byłem w Instytucie Pamięci Narodowej. 3. Polscy pisarze fałszują Katyń. 4. Kuroń: "Lechu, idź w zaparte", a Borsuk wciąż milczy. Polityka 2. Szara eminencja Lesław Maleszka. 3. Utytułowany Lech Wałęsa - kalendarium III RP Przykładowy link do jednej z notek POLIS 1. Rzeczy, które musiały być powiedziane … 2. Świadkowie historii i ludzie tła Przykładowy link do jednej z notek Przykładowy link do jednej z notek ReKontry 1. Bajdy pana Wajdy 1. Polowanie z nagonką na IPN 2. Leszek Kołakowski: "Opinia w sprawie pojęcia wiadomości" 3. Prof. Nałęczowi o Białych Plamach i ranach zabliźnionych podłością 4. Niezwykle utalentowany redaktor Adam Michnik 5. Recenzja recenzji z tezą profesora Friszke 6. "SB a Wałęsa" w krzywym zwierciadle profesora Machcewicza. 7. Komunizm – „Chęć wykradzenia bogom ognia” 8. Dlaczego Adam Michnik chce zlikwidować IPN

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka