Co mówili?
- Jakie polecenia dawałem - oni początkowo informowali, potem przestali dawać jakąkolwiek informację...
Przestali słuchać pańskich poleceń?
- Oni powinni dawać "pokwitowanie", ale nie dawali.
Co to za "pokwitowanie"?
- Dane o wysokości przy dochodzeniu do lądowania [procedura tzw. kwitowania wysokości stosowana jest na lotniskach, które nie mają nowoczesnych systemów naprowadzających; pozwala porównać załodze i wieży, czy samolot leci po właściwym torze].
Nawet nie informowali o wysokości lotu?
- Tak.
A jakie niebezpieczeństwo wynika z tego, że nie dawali "pokwitowania"?
- Z załogą prowadzi się przez radio wymianę informacji i oni powinni dawać "pokwitowanie".
Ale czemu nie dawali?
- No, skąd ja mogę wiedzieć? Bo po rosyjsku kiepsko znają [tak dosłownie; zgodnie z przepisami załoga powinna, ale nie ma obowiązku "kwitowania"].
A co, nikt z załogi nie był rosyjskojęzyczny?
- Byli, ale cyfry dla nich to dosyć tak ciężko [dowódca załogi mówił biegle po rosyjsku].
To znaczy, że pan nie dysponował żadnymi informacjami o ich wysokości?
- Nie dysponowałem.
Oryginalne czarne skrzynki powinny znaleźć się jak najszybciej w Polsce. Dlaczego? Przytoczyłem część rozmowy z kontrolerem ruchu. Jeżeli przeczyta się całość rozmowy, to widać, że kontroler inaczej zapamiętał swoje „naprowadzanie samolotu” niż było w rzeczywistości.
Przytoczony fragment rozmowy wskazuje, że dyspozytor ruchu w kluczowych dla bezpieczeństwa lotu punktach rozmija się z prawdą.
Wskazuje to na konieczność jak najszybszego – ponownego - zwrócenia się o czarne skrzynki do Kremla. Jest to zapewne decyzja polityczna, więc premier Tusk powinien zwrócić się w tej sprawie do swojego odpowiednika premiera Rosji.
Wypożyczyć czarne skrzynki i skopiować w Polsce.
Nie jest to kwestia zaufania, lub jego braku, chociaż od pierwszego dnia pisałem, że jeżeli część winy spada na stronę rosyjską – wada samolotu, wina kontrolerów ruchu, zła organizacja przelotu – to strona rosyjska nie będzie zdolna do rzetelnego przeprowadzenia śledztwa.
Polskie media (ich część) od dwóch miesięcy są bardzo wstrzemięźliwe, jeżeli chodzi o szukanie winy (winnych) również po stronie rosyjskiej. Fakty zacierają się w pamięci, ale czy ktoś pamięta, jak media tropiły komórki, które miały spowodować katastrofę ?
Czyli z jednej strony starały sę wskazać na każdą możliwą przyczynę katastrofy, a nei dostrzegały tych najbardziej prawdopodobnych.
Przecież informowano, kto z członków rodzin koniecznie musi zostać przesłuchany przez prokuraturę. Część polskich mediów bardzo aktywnie tropiła i tropi wszelkie ślady, które mogłyby wskazywać na winę pilotów, ich wyszkolenia, presji pasażerów, presji czasu i jednocześnie ma zaufanie do pracowników rudery na lotnisku smoleńskim, nazywanej wieżą kontrolną. Wątek wymienianych żarówek na lotnisku, czy znajdowanych ważnych części samolotu powinien zapalić światełko ostrzegawcze w głowach polskich dzienikarzy, że w innych przypadkach z równą beztroską podchodzi się do dowodów rzeczowych.
Zdawałoby się, że dla polskich mediów (ich części) jest po prostu jest niemożliwym, by jakaś część winy spadłą na stronę rosyjską. Nie przypominam sobie, by Gazeta Wyborcza doszukiwała się nieścisłości, czy sprzeczności w oficjalnych wypowiedziach strony rosyjskiej, czy też informacji podawanej przez rosyjskie media, powołujące się na kontrolerów ruchu, członków komisji czy rządu.
Wczoraj złożył oświadczenie konstruktor Tu-154 Szegard , który obwinia załogę maszyny.
Główny konstruktor samolotu Tu-154 Aleksandr Szengardt nie ma wątpliwości: winę za katastrofę polskiej maszyny prezydenckiej pod Smoleńskiem ponoszą piloci.
Co dokładnie mówi Szegard (podaję za Dziennikiem)
Jego zdaniem "ludzie siedzący za sterami" tupolewa nie wiedzieli, kogo słuchać.
Zapytany przez dziennik "Izwiestia", dlaczego spadł samolot prezydenta Polsk , Szengardt odpowiedział: "A dlaczego (takie maszyny) mają nie spadać, jeśli ludzie siedzący za sterami nie wiedzą, kogo słuchać: komend z ziemi czy wysokiego
naczalstwa, które stoi za plecami, choć nie ma do tego prawa ?".
Konstruktor oświadczył, że "do dzisiaj nie było nawet jednej katastrofy Tu-134 lub Tu-154 z winy techniki". "Winny jest - jak to się dziś określa - czynnik ludzki".
Jeżeli od 2 maja rosyjscy specjaliści nie posunęli się w badaniu zawartości czarnej skrzynki z nagraniami rozmów (na stenogramie widnieje data 2 maja), jeżeli od dokładnie miesiąca stoją w tym samym punkcie, i jeżeli treść rozmów znana ze stenogramu w zasadniczych punktach nie pokrywa się z relacją dyspozytora, jest czas najwyższy, by strona polska zwróciła się o czarne skrzynki.
Nawet, gdyby miała być ich zawartość skopiowana w Polsce i zwrócona do czasu zakończenia śledztwa przez stronę w Moskwie.
Więc przypominam rozmowę z dyspozytorem – podaję za Gazetą Wyborczą
Rozmowa z dyspozytorem, który naprowadzał Tu-154
tłumaczył ricz -2010-04-12,
Dziennikarka rosyjskiego portalu Life News rozmawiała z kierownikiem lotów lotniska Siewiernyj Pawłem Plusinym
LifeNws.ru: Jak przebiegała wczorajsza pańska rozmowa z załogą?
Paweł Plusin: - Zaproponowano im, by polecieli na lotnisko zapasowe. Oni odmówili.
Pan im zaproponował?
- Tak.
Z jakiego powodu?
- Bo jak zobaczyłem, pogoda zaczęła się pogarszać.
I jaka była odpowiedź?
- Odpowiedź brzmiała: "Ilość paliwa pozwala mi na to, by zrobić krąg, i odlecę na zapasowe lotnisko, jeśli nie usiądę".
Komentarze